„To już jest
koniec, nie ma już nic. Jesteśmy wolni, możemy iść” – śpiewały Elektryczne
Gitary. Tak na marginesie, czy tylko mi ten utwór kojarzy się z końcem matur i
opuszczaniem licealnych murów we łzach i objęciach przyjaciół, którzy mieli być
na całe życie a brutalna rzeczywistość szybko pokazała, że to były tylko puste
niczym obietnice polityków słowa? Wiem, jestem za bardzo sentymentalny i nie
myślcie sobie, że nie obrywam po głowie z tego powodu. To właśnie przez ten
sentyment coraz mniej filmów oglądam, bo każdy w jakimś stopniu kojarzy mi się
z moimi ex.
Tak, to już jest koniec.
Koniec nigdy nie jest przyjemny. Ups, przepraszam!
Oczywiście, niektóre końce, szczególnie te okraszone orgazmem są turbo
przyjemne, ale to już inna historia. Generalnie koniec to przekichana sprawa.
Koniec związku, koniec pewnego etapu życia, koniec życia, ale to już taki
ostateczny level, hardkor, tylko dla wtajemniczonych. My, to jeszcze jakoś to
przetrawimy – pół litra na głowę albo butelka wina i po problemie. Za to maluchy,
koniec przeżywają najintensywniej. Koniec bajki, koniec wariowania na placu
zabawa – to jest dopiero tragedia! No i co, przyszedł i czas na mnie.
Tak, to już jest koniec.
I teraz pytanie – koniec czego? Bloga? No i już spieszę
z wyjaśnieniem – nie, to nie jest koniec bloga. Także wszystkich tych, którym
serce przez moment zamarło uspokajam. Odpowiedź leży na przeciwstawnym
biegunie. Niektórzy twierdzą, że do trzech razy sztuka i chyba muszę się z nimi
godzić. Dwa razy próbowałem z tym skończyć i zbyt długo nie udawało mi się
wytrwać w postanowieniu. Wierzę, że tym razem będzie inaczej.
Tak, to już jest koniec.
To jest właśnie jeden z tych nielicznych, dobrych
końców, bo jest końce czegoś złego i jednocześnie zapowiedzią czegoś dobrego.
Koniec leniuchowania i szukania wymówek.
Koniec obwiniania wszystkich
wszystkiego dookoła. Koniec życia wyświechtanymi frazesami i pustymi słowami.
Tym oto tekstem ożywiam blog http://mrzagadkaozyciu.blogspot.com/ i obiecuję
przed wszystkimi czytelnikami, że będę regularnie pisał. W każdą niedzielę, o
stałej porze będzie wlatywał nowy tekst. Tematyka – przeróżna! Od seksu,
poprzez przemyślenia o życiu, a skończywszy na recenzjach i tym, co sprawiło mi
w tym tygodniu największa radość. Będzie też o smutku, przemijaniu i
odrzuceniu. Poruszę tematy trudne, często omijane, unikane. Jedno się nie
zmieni – będzie szczerze, prosto z serducha, bez pozerstwa i sztuczności, czyli
jak u mamy.
I to, moi drodzy, jest dopiero początek.
Już sie bałam, że to koniec niebanalnych postów na fejsbuku i tekstów na blogu. Zatrzymanie akcji serca już za mną. I to uczucie ulgi. Przyjemny koniec czytania posta 👌
OdpowiedzUsuńBo przyjemności zawsze trzeba zostawić na koniec! Dzięki :)
UsuńHah czy ja wiem.. chociaż w sumie sama zawsze tak robie ;)
Usuń