Wystarczy, że ktoś wypowie jej imię. Wystarczy, że
poczuję zapach jej perfum w autobusie. Wystarczy, że usłyszę jej ulubioną
piosenkę w radiu. Wystarczy tak niewiele, a moje serce dostaje świra. Wtedy czuję,
jak ono gwałtownie wyrywa się z klatki piersiowej i robi wszystko, aby być przy
niej. Moje myśli pędza niczym oszalałe mustangi w jej kierunku. Oddałbym
wszystko za jej dotyk, za jej pocałunek. Te drobne rzeczy sprawiają, że mój
pozornie poukładany świat rozpada się na miliony kawałków, których nikt nie
jest w stanie poskładać.
Co tu dużo mówić – prawdziwa miłość zdarza się tylko
raz. Często nieuświadomiona trafia w nas niczym piorun w osamotnione, jedyne
drzewo na łące.
Najgorzej jest wtedy, kiedy ją widzę. Jej długie,
lśniące blond włosy, szmaragdowe oczy i ten nosek, który najchętniej bym
schrupał. Widzę ognistą czerwień jej ust i ten uśmiech, który sprawia, że staję
się bezbronny i dziwnie nagi. Oddałbym jej wszystko, co mam. Gdyby trzeba było
odwrócić bieg ziemi, zrobiłbym to. Gdybym musiał na nowo odkryć prawo
grawitacji, to uwierzcie mi, osobiście bym się pofatygował do Newtona, wyciągnął
go z grobu i powiedział mu, że ma natychmiast zaprzeczyć swoim odkryciom, bo ja
mam tutaj misję do wykonania.
Od kilku godzin silę się na słowa, które będą w stanie
oddać ból niespełnionej miłości. Szukam, drążę i żadne ze znalezionych przeze
mnie słów nawet w najmniejszym stopniu nie oddaje tego, jak czuje się człowiek,
który miłość swojego życia widzi u boku innego. Złość przeplata się ze
smutkiem. Szaleństwo miesza się z rozpaczą. Istny sztorm wewnątrz kruchego,
ludzkiego ciała.
– Dlaczego? Dlaczego to nie ja jestem przy niej?
Dlaczego to nie w moje ramię się wtula? Dlaczego to jego usta gryzie i jego
włosy mierzwi? – pytam sam siebie, nie mogąc znieść tego, że ona nigdy nie
będzie moja.
Czasem zastanawiam się, dlaczego świat jest taki
dziwny. To, czego najbardziej pragnę jest poza moim zasięgiem. Jestem w stanie
rozkochać w sobie wiele kobiet. Tych ślicznych, tych czułych i tych sukowatych.
Jestem w stanie zaimponować kobietom, o których moi kumple marzą. A nie jestem
w stanie zdobyć serca tej, której swoje oddałbym na tacy. Tyle razy próbowałem
i zawsze odbijam się o jej stalowy, zimny mur obojętności.
Może rzeczywiście coś w tym jest, że im bardziej się
człowiek stara, tym bardziej wszystko psuje. Brakuje tego luzu, żartu i
poczucia humoru. Brakuje błyskotliwości i pewności siebie. No, ale jak mam być
sobą, jak patrzę w oczy kobiecie, która jest moim całym życiem? W jej oczach
widzę nasz wspólny dom w górach, gromadkę dzieci beztrosko biegających po
podwórku i naszego ukochanego labradora. Moje najskrytsze marzenie są na
wyciągnięcie dłoni, a ja wiem, że to tylko marzenia, bo ona kocha innego.
Może pomyślicie, że jestem skończonym głupcem, ale ja
wierzę w przeznaczenie. Wierzę, że tak płomienne i gorące uczucia nie rodzą się
w człowieku bez powodu. Miłość wymaga cierpliwości i wytrwałości. Tłumaczę to
sobie tak, że to jest tylko próba, którą muszę przejść, aby udowodnić losowi,
że to jest kobieta mojego życia. I choćbym już na łożu śmierci miał usłyszeć z
jej ust słowa „kocham cię”, to sprawią one, że chociaż przez moment będę najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie.
Bo prawdziwa miłość zdarza się tylko raz.
Absolutnie się z tym nie zgadzam. Dla mnie stwierdzeni "każda miłość jest pierwsza" jest najbardziej realna. No nie wierzę, że takie uczucie zdarza się raz. I nie chodzi o to, że nie przeżyłam jednej prawdziwej miłości. Ja po prostu wierzę, że tych miłości może być więcej. Człowiek się zmienia, jego poglądy też. To co kiedyś było najprawdziwsze, z biegiem czasu wydaje się tylko sentymentem.
OdpowiedzUsuńWyjątkowo zgadzam się w 100%. Jeszcze parę ładnych lat temu, pewnie potrakowałabym ten tekst bardzo sceptycznie...ale teraz wiem. Było zauroczenie, zakochanie marzenia...jednak kiedy już miałam powiedzieć Mu co czuję, dowiedziałam się, że się zaręczył. Poczułam wtedy jakby ktoś rozszarpał mi serce, zabrał sens życia i chęci do czegokolwiek. Przerwałam studia, rzuciłam pracę, wróciłam do rodzinnej miejscowości...zmarnowałam w ten sposób prawie 2 lata mojego życia. Po pewnym czasie wróciłam do "żywych" i generalnie zaczełam od nowa układać swoje życie i kiedy już prawie "ustawiłam się" na prostej...nie wiem dlaczego, nie wiem jak i po co -wznowilismy kontakt. I zaczęło się...kazda wiadomość od Niego i moje serce, ba! Cały mój organizm szalał z radości. Noo po prostu tornado emocjonalne, wrzenie...kontakt utrzymywaliśmy przez ponad rok, spotykaliśmy się -na stopie przyjacielskiej-ale i tak byłam Najszczęśliwszą Kobietą 5na świecie, gdy mogłam z nim porozmawiać, widzieć Go radosnego. Jednak przez cały ten czas nigdy nie powiedziałam Mu co naprawdę czuje, nie chciałam...hm no właśnie co?! Nie chciałam Mu komplikować życia. Chciałam tylko, żeby był szczęśliwy...tak, dalej tego chce! Ale wiem jednoczesnie, że szczęśliwy nie będzie ze mną. Że to nie ja będę tą szczęściarą, z którą się zestarzeje.
OdpowiedzUsuńKochać Kogoś z kim nie może się być /z wielu różnych powodów nie do przeskoczenia/ to tragedia. Nikomu tego nie życzę. Serce szaleje... Mam wszystko, staram się zapomnieć, ale miliony rzeczy na tym świecie przypominają mi o Nim.